Ginące zawody i tradycja
zjawiska
Garncarz, zbieracz jagód, bartnik - zawody zapomniane, ale jakże cenne ze względu na swoją historię oraz ludyczny artyzm. Na wsiach, ale również w małych miastach rzadko spotyka się już przedstawicieli tych grup zawodowych. Niemniej jednak nadal funkcjonują - czasami jako atrakcja turystyczna, czasami tylko jako relikt przeszłości. Kojarzą się nam z pracą ludzkich rąk i częstokroć z dziełami sztuki ludowej, a w przypadku kulinariów ze smacznymi, a co najważniejsze z naturalnymi i tradycyjnymi produktami.
Dzisiaj staramy się wracać do korzeni naszych obyczajów i życia zgodnego z naturą. Wielu z nas chce uciec od globalizacji i nadmiernej konsumpcji. Poszukujemy śladów przeszłości, kiedy to człowiek, a nie maszyna był najważniejszy. Kiedy to człowiek przy pomocy własnych rąk, wizji i pomysłowości czerpał z natury to, co najlepsze przerabiając jej dary na żywność lub przedmioty codziennego użytku. Na szczęście żyją jeszcze ludzie wykonujący zapomniane zawody, którzy mimo podeszłego wieku przekazują swoją wiedzę i umiejętności wnukom. Obecnie, ludowa manufaktura przeżywa właśnie swój renesans.
Gdy wzrasta konsumpcja, zapominamy o jakości oraz o dobrym smaku. Oczywiście duże piekarnie w miastach wypiekają kilkadziesiąt gatunków niezwykłego pieczywa, a przetwórnie owocowe oferują najróżniejsze rodzaje soków… Ale czy dbają one o dobry, naturalny smak swoich produktów? Oczywiście, że nie. Nie można porównać smaku zwykłego chleba, jaki jadamy w miastach - do tego wypiekanego tradycyjnymi metodami na wsiach. Należy pamiętać, że wszędzie tam, gdzie następuje masowość zanika dobry smak i jakość. Na szczęście istnieją jeszcze niewielkie „oazy”, gdzie czas się zatrzymał. Gdzie odnajdziemy kunszt rękodzieła i prawdziwy smak potraw. Małe gospodarstwa, w których z dziada pradziada przekazywane są tajemnice - czy to wypiekania ciast czy produkcji serów - powinny być szczególnie chronione. Nie ma lepszego smaku chleba - od tego na prawdziwym zakwasie, zagniatanym ręcznie i wypiekanym w piecu opalanym drewnem. Dziś taki właśnie chleb uznajemy za prawdziwy, wysoko ceniony smakołyk.
Całe szczęście, te stare zawody i umiejętności kulinarne otaczane są ochroną przez rozmaite organizacje. Na przykład prężne ugrupowanie Slow Food, które działa na całym świecie w obronie dobrego smaku i toczy walkę z nadmierną konsumpcja oraz fast foodem. Ginące zawody, do których zaliczyć można również te mniej związane z kulinariami, czyli m.in.: kowal, zdun, garncarz - zaliczane są już do ludowych „zabytków”. Praca rękodzielnicza, która kiedyś nie była niczym nietypowym, obecnie jest zjawiskiem chronionym również ze względów artystycznych. Wszelkie produkty powstające w małych gospodarstwach - są zarówno przedmiotami użytecznymi, jak i unikalnymi. A w przypadku produktów spożywczych – jest to prawdziwa uczta dla podniebienia. Takiego oryginalnego, prawdziwego smaku nie jest w stanie odtworzyć najlepiej wyposażone fabryki, które zazwyczaj bazują na półproduktach i konserwantach. Taki oscypek? Czy dałoby się go wyprodukować w dużym zakładzie mleczarskim? Otóż nie i na tym polega jego wyjątkowość. Oczywiście warunki produkcji oscypka są określone przez normy unijne, ale nadal tradycyjna receptura, odpowiednie proporcje mleka czy sposób wędzenia nadają mu to coś, czego nie da się stworzyć w warunkach fabrycznych.
Obecnie wiele z produktów rękodzielniczych oraz smakołyków pachnących wsią można podziwiać i smakować na rozmaitych festiwalach lub targach sztuki ludowej w całej Polsce. Każdy z regionów ma swoje tradycyjne techniki i tajemnice np.: wypieku chleba, produkcji masła, wyplatania koszy czy haftu artystycznego. Podlasie poszczycić się może serami korycińskimi wykonywanymi przez gospodynie z Korycina, które bazują na starych recepturach. Kaszubi promują tradycyjny haft kaszubski. Na Mazurach pełno jest tradycyjnych wędzarni ryb, gdzie ryby wędzi się w beczkach i w małych wędzarniach montowanych na podwórzach. Na Suwalszczyźnie w małych serowarniach wyrabia się ser typu szwajcarskiego, opierając się na recepturach przedwojennych. Poza wymienionymi już przysmakami jak chleb, ser czy świeżo wędzone ryby - nie sposób nie wspomnieć chociażby o naszych tradycjach pszczelarskich. Zawód bartnika również został przez lata nieco zapomniany. Prawdziwy miód mogli spożywać Ci, którzy mieli zaprzyjaźnionego pszczelarza z niewielką choćby pasieką. W miastach natomiast na półkach sklepowych gościł miód sztuczny. Obecnie bartnictwo wraca do łask. Kromka wiejskiego chleba posmarowanego naturalnym masłem i polana prawdziwym miodem tworzy smak idealny i może być nawet wspaniałym słodkim deserem. Warto więc wybrać się w okresie letnim na prawdziwe miodobranie i skosztować tego naturalnego bursztynowego dobra.
Na całym świecie znajdziemy jeszcze miejsca, gdzie firmy rodzinne lub małe, zrzeszone przedsiębiorstwa specjalizują się w wytwarzaniu naturalnych przysmaków z danego regionu, a tym samym kultywują pracę swoich przodków w dziedzinie zawodów zapomnianych. Mamy zbieraczy daktyli w Tunezji, zbieraczy trufli we Francji i Włoszech, rybaków z dziada pradziada w Szkocji, hodowców kóz na Sardynii. Do tych niezwykłych miejsc na świecie zabierze nas nowa seria emitowana na antenie Kuchni.tv, nosząca tytuł Kuchnia jak życie. Twórcy serii przedstawiają najbardziej odległe zakątki świata, docierają nawet na polską Suwalszczyznę. Tam gdzie zachowane są stare tradycje, wykonywane dawne rzemiosła i wykorzystywane naturalne receptury - poznajemy też zwyczajne życie mieszkańców tych ziem. Seria "Kuchnia jak życie" udowadnia, że nie wszyscy żyją szybko i jedzą gotowe dania, że są na świecie miejsca, gdzie wciąż ważną rolę odgrywa lokalna tradycja.